Parabeny – co tak na prawdę kryje się za tą nazwą?

Parabeny. Są to estry kwasu p-hydroksybenzoesowego. Ich inna nazwa to nipaginy. Związki te powstają na drodze reakcji estryfikacji wspomnianego kwasu z odpowiednim alkoholem (metylowym, etylowym, propylowym czy butylowym). W ten sposób otrzymujemy najpopularniejsze parabeny – metyl-, etyl-, propyl- i butylparaben.

Konserwanty te występują w ponad 22 tys. kosmetyków na całym świecie. Każdy z nich wykazuje nieco inną aktywność przeciwdrobnoustrojową, dlatego w INCI spotykamy najczęściej kilka nipagin. Maksymalne stężenie tych związków w preparatach kosmetycznych to 0.4% dla metyl- i etylparabenu oraz 0.14% dla propyl- i butylparabenu. Należy także wspomnieć, że sumaryczne stężenie parabenów w kosmetykach nie może przekroczyć 0.8%.

Substancje te są stosowane także do konserwowania leków na receptę (do 0.1%), leków wydawanych bez recepty, tak zwanych OTC (do 1% zawartości w kompozycji produktu), a nawet żywności (do 0.1%).

Parabeny nie cieszą się dobrą sławą. Co więcej, produkty z deklaracją „bez parabenów” zdecydowanie przypadły do gustu większości konsumentów. Czy słusznie? FDA (ang. Food and Drug Administration) oraz Komisja Europejska jednogłośnie uznały parabeny za bezpieczne i zezwoliły na ich obecność w produktach kosmetycznych. Od lipca 2019 obowiązują załączniki III i IV Dokumentu technicznego Komisji Europejskiej, które kładą nacisk m.in. na nieużywanie przez producentów kosmetycznych pustych sloganów, które dyskredytują substancje dopuszczone do stosowania.

Nipaginy są związkami lipofilowymi (dobrze rozpuszczalnymi w tłuszczach), dlatego mogą penetrować barierę naskórkową, migrując przez lipidy cementu międzykomórkowego. Są jednak dość szybko metabolizowane w skórze przez enzymy z grupy esteraz. Istnieje małe ryzyko, ze parabeny z kosmetyku dostaną się do krwiobiegu (może to zachodzić w niewielkim stopniu). Ryzyko to wzrasta przy uszkodzonej barierze naskórkowej, ale jest tak przy każdej substancji kosmetycznej, nie tylko wspomnianych konserwantach.

Im dłuższa cząsteczka alkoholu użytego do estryfikacji, tym większe powinowactwo parabenu do lipidów naskórka. W związku z powyższym, najczęściej w kosmetykach stosowane są estry metylowe, etylowe (najbezpieczniejsze), a coraz rzadziej propylowe i butylowe. Parabeny podejrzewane były o wywoływanie raka piersi. Faktycznie, mają one pewne powinowactwo do receptorów estrogenowych ERa i ERb, ale od 1 tysiąca nawet do 1 miliona razy mniejsze, niż 17-beta-estradiol, naturalny hormon płciowy. W badaniach wykonanych przez zespół dr Darbre w 2004 roku wykazano obecność parabenów w tkance guza piersi. Kilka lat później udowodniono, ze parabeny znajdują się także w zdrowych tkankach. W badaniach z 2007 roku z kolei aplikowano preparat z 2 mg butylparabenu na 1 cm2 ciała (cała powierzchnia). Nie odnotowano wpływu na hormony płciowe i tarczycy. Co więcej, dowiedziono, że naskórna aplikacja parabenów w ilości 3000 razy ponad normę dobową jest mniej groźna dla organizmu, niż dieta bogata w fitoestrogeny (np. sojowe – genisteina czy daidzeina).

Należy także podkreślić, że większość badań prowadzonych na zwierzętach dość słabo odzwierciedla to, w jaki sposób organizm ludzki „radzi sobie” z nipaginami aplikowanymi na skórę. Po pierwsze, we wspomnianych badaniach często stosuje się duże dawki, a preparaty podawane są śródskórnie czy doustnie. Istnieją badania, w których preparat podawano na skórę zwierzęcia. Należy jednak pamiętać, że skóra myszy, królików czy małp różni się znacząco m.in. pod względem grubości od ludzkiej skóry. Kontrargumentem mogą być badania in vitro, gdzie wykorzystuje się specjalnie wypreparowaną ludzką skórę lub taką otrzymaną z hodowli komórkowej. Niestety, wyniki takich badań to również teoria, ponieważ niezwykle ciężko jest odtworzyć warunki panujące w ustroju na kawałku skóry pozbawionej krążenia, zanurzonej w określonych rozpuszczalnikach.

Jakie z tego wnioski? Nie należy zupełnie bezkrytycznie podchodzić do serwowanych nam nowinek ze świata kosmetycznego. Opieranie się na solidnych podstawach wiedzy czerpanej ze sprawdzonych źródeł to klucz do sukcesu. Wszystko jest trucizną i nic nią nie jest, bowiem wszystko zależy od dawki (Paracelsus). A parabeny nie takie straszne, jak je malują.

Dr Alicja Śliwowska 
Doktor nauk chemicznych (spec. chemia kosmetyczna) i magister kosmetologii. Ukonczyła także studia podyplomowe z dietetyki. Autorka wielu publikacji naukowych, wielokrotnie nagradzana za najlepsze wystąpienia na krajowych i zagranicznych konferencjach naukowych. Współautorka patentu kosmetycznego (koniugat JA-YPFF).

Gość specjalny III edycji Perfect Beauty Boss,
aby odsłuchać wykład m.in. Dr Alicji, kliknij TUTAJ.

Aleksandra Dworska

Ekspertka w kreowaniu silnych marek w branży beauty, pasjonująca się optymalizacją i luksusem w budowaniu strategii salonów. Napisz, a pomogę rozwinąć Twój biznes beauty: aleksandra@beautyboss.pl 

Subscribe

Just subscribe to my newsletter
to receive all fresh posts

Subscribe

Just subscribe to my newsletter
to receive all fresh posts